Moja krótka paplanina o świecie.
Zaczął przytłaczać mnie chaos, przesyt informacji, bodźców. Zauważyłam, że dotyczy to również ilości rzeczy, które posiadam. Pomyślałam, że warto zastanowić się z czego to wynika. Chcę skierować siebie i Was w stronę spokoju wokół nas samych i zwrócić uwagę, jak ważna jest świadomość naszych wyborów.
Coraz częściej mówi się o tym, jak czyny człowieka wpływają na środowisko – bardzo mnie to cieszy. To znaczy, że coraz więcej ludzi chce być częścią tego świata. Chce dać od siebie coś dobrego, na przykład poprzez odrzucenie zrywek, o których wspominałam we wcześniejszej Perspektywie czy zrezygnowanie z mięsa. Albo minimalizm.
Świadomość rzeczy jakie się posiada
W wolnych chwilach zajmuję się makijażem. W mojej kosmetyczce znajduję się krew, cierpienie i ból istot mniejszych ode mnie. Po to, abym mogła wykonać makijaż. Brzmi okropnie, ale wiem już dlaczego tak się stało. Większość kosmetyków zakupiłam pod wpływem impulsu – coraz więcej nowych marek do wypróbowania, nowa jakość. Nowej jakości pomadka lub cud-balsam do ciała, bo promocja, okazja czy zwyczajna chęć, by poprawić sobie nastrój. Przyznam szczerze, że rzadko robiłam jakikolwiek research, może poza kwestią dostępności, składu i trwałości. Wystarczyła dobra reklama, polecenie i kolejny kremik na półce. Czy zatem powinnam teraz, jak postulują niektóre zakątki internetu, pozbyć się tych wszystkich kosmetyków? Nie sądzę – nie jest to ani ekologiczne, ani tym bardziej ekonomiczne. Nasza siła sprawcza leży w decyzjach zakupowych, i na nich się skupimy. Więc na co warto zwrócić uwagę zanim zawładnie nami impuls?
#1 Gdzie mi z tym plastikiem!
Jak podaje National Geographic “dynamicznie rozwijający się globalny przemysł produktów do pielęgnacji ciała o wartości 500 miliardów dolarów opiera się na plastiku”. To nie wszystko. Większość produktów takich jak pasta do zębów czy żel do mycia twarzy zawierają w sobie mikroplastik. Np. brokat, granulki, itp. Składnik ten znajdziecie na etykietach pod nazwą polyophylene. Nie jest to ani korzystne dla nas, ani dla środowiska, ponieważ granulki te nie są biodegradowalne i trafiają do morza. Ryby, wieloryby, ptaki i inne zwierzęta wodno-lądowe zatruwają się nimi myląc je z pokarmem. Cały czas znajdują się w wodzie i w naszym otoczeniu. Najlepszym peelingiem będzie cukier i olej kokosowy. Możesz wykorzystać również maliny i proszę, masz swój własny naturalny peeling. Można też użyć kawy sypanej, choć dla mnie ma zbyt intensywny zapach 🙂
W Stanach Zjednoczonych już w 2015 roku były podejmowane kroki dotyczące zlikwidowania produkcji kosmetyków z mikrogranulkami. Zgodnie z prawem kosmetyki z tym składnikiem miały być usunięte z rynku do 2017 roku, a rząd Wielkiej Brytanii poparł działania USA. Jak będzie w Unii Europejskiej? Mam nadzieję, że pójdziemy ich śladem. Do tego czasu, warto starać się wybierać te produkty, których opakowania i zawartość zawierają jak najmniej plastiku.
#2 Ence-pence, w której butelce?
Czyli kto testuje, a kto nie?
Według organizacji PETA, “w USA ponad 1 milion zwierząt ginie rocznie przez wykorzystanie do testów, badań, zajęć z biologii, i wiele innych. ” Na szczęście jest coraz więcej firm, które unikają testowania i zlecania testów na zwierzętach innym firmom, dlatego przed następnym zakupem warto zrobić mały rekonesans. Nie martw się na pewno coś dla siebie znajdziesz: Miya, PIBUYA, Inglot, ABH, Nabla, Gosh i wiele innych unikają testowania jak ognia. Peta przygotowała wyszukiwarkę, gdzie możecie wpisać nazwę marki i dostajecie informację, czy firma testuje, czy też unika takich działań. Dostępne są również listy firm, które nie testują i tych tych, które testują.
Czasem krótki research może nie wystarczyć, bo na listach brakuje niektórych marek. Bywa, że producenci twierdzą, że nie testują swoich produktów na zwierzętach, kiedy tak naprawdę zlecają testowanie innym podmiotom! Postawa firm, które ukrywają w ten sposób informacje denerwuje mnie najbardziej. Kiedy dotarcie do prawdy staje się zbyt trudne, odpuszczam sobie zakup.
Aplikacje na ratunek
Są aplikacje, które pozawalają nam zdobyć więcej informacji dotyczących danej firmy czy kosmetyku. Ja korzystam z “Veggie” i “Bunny Free”. Są to bazy danych, które tworzą użytkownicy, więc im więcej osób z nich korzysta, tym baza będzie większa. Nie są oczywiście kompletne, ponieważ na rynek wchodzą coraz to nowsze rzeczy, ale naprawdę ułatwia życie miłośnikom wizażu. Obie aplikacje są dostępne zarówno dla IOS jak i systemu Android. Następnym razem kiedy wejdziesz do sklepu i zobaczysz wszędzie piękne “sale”, “-20%, “2 za 1” – calm down. Masz już gotowy plan, więc…
weź głęboki oddech…
Również lubię barwne makijaże, bawić się w charakteryzacje. Jednak moja świadomość przy zakupach oraz pasja wcale się nie muszą się ze sobą gryźć. Przed zakupem czytam opinie, przeglądam skład i – najważniejsze – sprawdzam czy firma zleca testowanie/testuje na zwierzętach. Oczywiście nie zawsze jest na to czas, dlatego zanim zdecyduję, zadaję sobie pytanie:
Czy potrzebujesz tego tylko teraz czy ogólnie? To tylko chwilowy impuls czy za miesiąc wciąż będę uważać, że to potrzebny zakup?
Ostatnio wyznaję taką zasadę i sprawdza się w wielu kwestiach. Dzięki tej technice unikniesz pokrytych kurzem dupereli w swoim mieszkaniu, a Twój portfel zaśpiewa z wdzięczności. Im więcej z nas będzie ją stosować tym realniejszy będzie scenariusz, w którym firmy będą musiały zmienić kierunek produkcji, żeby trafić do grupy docelowej nieakceptującej ton plastiku czy testowania na zwierzętach. Kto wie? Może kiedyś uda się pożegnać je na zawsze?