Posłuchaj:
lub przeczytaj:
Minęło już kilkanaście dni od premiery WegePerspektyw i powiem Wam, że dopiero teraz emocje powoli opadają. A to dlatego, że cały pomysł na bloga pojawił się w naszych głowach kilka miesięcy temu i przez te kilka miesięcy dyskutowałyśmy, wymyślałyśmy, rozważałyśmy każde za i przeciw, poszukiwałyśmy ostatecznego kształtu naszego bloga. Dlatego dzień premiery, 1 lipca 2019, był wypełniony całą ferią emocjonalnych barw – od strachu i stresu, po niesamowitą radość i ekscytację.
WegePerspektywy oprócz pysznych przepisów, które towarzyszą nam na co dzień, to też nasze punkty widzenia na tematy około ekologiczne, czy około dietetyczne. Chcemy poruszać tu tematy ważne i przedstawiać wam naszą perspektywę na świat, w którym żyjemy. I tak pomyślałam, że na moją pierwszą perspektywę opowiem Wam troszkę o sobie i swojej historii – dlaczego tu jestem, dlaczego współtworzę WegePerspektywy i jak to się stało, że nie jem mięsa.
Obiad bez mięsa to nie obiad, chyba, że… jednak się da?!
Wszystko zaczęło się 3 lata temu. Był deszczowy, sierpniowy dzień, a do mojego rodzinnego domu zjechali się krewni z całej Polski. Również nasza WegeWeteranka Sandra, osobiście moja kuzynka. Jak to na zjazdach tego typu musiał odbyć się grill, a paskudna pogoda nie była w stanie nas powstrzymać. Wtedy też po raz pierwszy współtworzyłam z Sandrą wegetariańskie dania, które nadałyby się na wielogodzinne posiedzenie pod altaną w ogrodzie. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że smaczny, prawdziwy i jedyny słuszny grill to kiełbasa i karkówka, może ewentualnie jakaś prosta sałatka na boku. Ale tego dnia okazało się, że szeroki wybór sałatek, marynowane warzywa, chlebki czosnkowe to naprawdę smaczne i fajne grillowe opcje. I jak to na takich zgromadzeniach bywa, rozmowa toczyła się wieloma drogami, o życiu, śmierci, ale i o jedzeniu czy aktywności fizycznej. I tak w pewnym momencie padło z moich ust w kierunku Sandry to wielkie, sztandarowe pytanie „Jak zastępujesz białko w diecie?!”. Teraz patrząc wstecz doceniam jak niesamowicie spokojna, elokwentna i merytoryczna była jej odpowiedź na pytanie, które słyszała już prawdopodobnie gazylion razy. Bo ta odpowiedź zasiała w mojej głowie myśl o ograniczeniu mięsa. Tego dnia, wieczorem, grając w planszówki skubałam kabanosy, ale na nich skończyła się moja mięsna kariera. Bo widzicie – przez kilka miesięcy zarzekałam się, że nie, nie jestem wegetarianką – ja tylko ograniczam mięso, ale realnie tego mięsa w ogóle nie jadłam. Momentem przełomowym był obiad z moim tatą – zabrał mnie na sushi i powiedział do sushimastera to wiekopomne słowa – „Moja córka jest wegetarianką”. Wtedy zdałam sobie sprawę, że chyba nie ma już co ściemniać – jestem wegetarianką.
Ale powiem wam, że tak jak wtedy nie lubiłam się tak nazywać, tak zostało mi to do dziś. Co jest ciekawe, bo nie do końca jestem wstanie zrozumieć tę moją wewnętrzną blokadę – jestem przecież bardzo dumna z moich wyborów żywieniowych, uważam, że przejście na wegetarianizm to jedna z lepszych decyzji w moim życiu i koniec końców dużo bliżej mi do weganki niż wszystkożercy. Tak myślę, że może to wynikać z ciągle bardzo podzielonych zdań, jeśli chodzi o jedzenie i niejedzenia mięsa. Istnieje bowiem bardzo duża grupa ludzi broniących diety roślinnej i bardzo duża grupa broniąca diety mięsnej. Oczywiście pomiędzy nimi istnieje ogromna rzesza ludzi, którzy szanują wzajemnie swoje wybory, potrafią na ten temat merytorycznie rozmawiać, ale jednak widzi się te tarcia pomiędzy zwolennikami zieleniny i mięsa. Może dlatego, kiedy jestem w restauracji z kimś kto nie zna mnie zbyt dobrze, mówię, że „nie jem mięsa” – może nie chce dać im szansy zaszufladkowania mnie w pewnych stereotypach.
Wegetarianizm i weganizm są bardzo trudne.
Moim zdaniem przejście na wegetarianizm czy weganizm, jest bardzo trudne, ale zupełnie nie ze względu na strefę kulinarną. Najtrudniejsze jest ponowne nauczenie się życia w społeczeństwie. Widzę to tak – żyjemy w pewnej kulturalnej bańce – mamy miasta, wsie, lasy, rzeki, ptaki śpiewają, pieski biegają, każdy ma swoje życie, swoje wzloty i upadki, szczęścia i smutki. I nagle spotykasz wegańskiego Morfeusza i decydujesz się przyjąć czerwoną tabletkę – zobaczyć świat poza tą bańką. I obraz, który widzisz, tak jak w Matrixie, jest daleki od rzeczywistości, w której do tej pory funkcjonowałeś/aś. Skala cierpienia i zła, które się dzieje, absolutnie Cię przytłacza i kiedy wracasz do bańki, biegasz w tłumie ludzi zaczepiając ich i wykrzykując „to nie jest tak jak myślicie, żyjemy w bańce!”. Ale okazuje się, że ludzie nie chcą Cię słuchać. Poziom frustracji sięga zenitu, bo przecież wiesz coś, czego oni nie są świadomi. Moja rodzina świadkiem, że na początku tak właśnie biegałam nie rozumiejąc zupełnie dlaczego nie chcą mnie słuchać, dlaczego nie widzą tego co ja. Musiałam na nowo nauczyć się rozmawiać z ludźmi, nauczyć się oceniać kto jest otwarty na zmiany, a kto nie ma na nie ochoty. Bo widzicie, każdy z nas ma prawo do swoich decyzji i swoich wyborów. Kojarzycie Cyphera z Matrixa? Tego, który dogadał się z Agentem, że chce wrócić do Matrixa i zapomnieć o realnym świecie. Niektórzy tego w swoim życiu chcą. I tak jak nikt by w filmie nie przekonał Cyphera do zmiany zdania, tak nikogo na siłę nie przekonasz do przejścia na dietę roślinną. Jeśli to się stanie, to stanie się w odpowiednim dla niego/jej miejscu i czasie. Niektórzy mają za dużo swoich spraw na głowie, żeby jeszcze rozważać, jak wygląda produkcja mięsa czy mleka. I trzeba to uszanować, bo z takich słownych przepychanek z kimś, kto nie ma ochoty tego słuchać wyniknie więcej złego niż dobrego. Może oni wiedzą coś, czego nie wiemy my? Każdy ma własną perspektywę i świat widzi nieco inaczej.
Dieta roślinna. Zacznij od człowieka w lustrze.
Wszystko to sprowadza się do jednego, najważniejszego wniosku. Każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje życie i swoje wybory. Ale z czego trzeba sobie zdać sprawę, to nasze wybory i decyzję mają realny wpływ na to w jakim świecie żyjemy. Wszystko jest ze sobą połączone, a każda zmiana zaczyna się od pojedynczego człowieka – zawsze od siebie samego. Tak jak dbamy o własny pokój, własne mieszkanie, własne miasto, tak samo powinniśmy dbać o ten nasz najważniejszy dom, jakim jest nasza Planeta. Bo wszyscy na niej jesteśmy współlokatorami, ona jest tym co łączy nas wszystkich i jest naszym wspólnym dobrem. Dlatego nie czekajmy, aż wejdzie ustawa zakazująca reklamówek jednorazowych albo kolektywnie na hurra zdecydujemy się oszczędzać wodę i energię. Każda zmiana zaczyna się od jednostki. Ode mnie i od Ciebie. Dlatego podejmuj świadome decyzje mając na uwadze dobro naszego domu i swoich współlokatorów. Zacznij dzisiaj, od małych rzeczy, bo uwierz – świat działa tak, że Twój mały krok przyczynia się do wielkich zmian na naszej planecie.
Niezależnie czy będzie to ograniczenie mięsa, rezygnacja z reklamówek, ograniczenie detergentów w domu – cokolwiek zrobisz dziś, jutro Ziemia będzie odrobinę lepszym miejscem. Dlatego tego życzę nam wszystkim – świadomych decyzji, wzięcia odpowiedzialności za nasz dom i podjęcia małych kroków, każdy w swoim życiu. Bo będzie lepiej, jeśli zaczniemy zmieniać świat od człowieka w lustrze*.
*Michael Jackson – Man in the Mirror
2 Komentarze
[…] ludźmi, to jednak bardzo się różnimy. Jak Helena już wcześniej wspominała we wpisie „Wegetarianizm jest trudny”, nasza chęć zmiany postawy innych, ich zachowania i diety jest procesem walki o naszą planetę, […]
[…] warto! O pierwszych krokach, cieniach i blaskach możecie poczytać w perspektywie Heleny “Wegetarianizm jest trudny“, a także Sandry “Mielony Bambi i Tołstoj. Jaroszem być wczoraj i […]